Złodzieje kocyków #27

Monday 22 June 2020
00:00
00:00

ZŁODZIEJE KOCYKÓW Było lato. A przedpołudnia - bardziej senne niż zwykle, lecz tutejsi bezdomni budzili się wcześnie. Najpierw długo wysiadywali na osiedlowej ławce, on i ona, niezainteresowani niczym. To , oczywiście pozory. Nie planowali wprawdzie dalekiej przyszłości, ale  co kilka dni ulegali pewnej  pokusie. Ta pokusa stawiała wychudzoną kobietę na czatach, tuż przy małej cukierni z trzema stolikami przy ulicy, z sześcioma krzesełkami, na których wisiały lekkie, kolorowe kocyki. Te kocyki właśnie chwytał jej umęczony życiem towarzysz,  udający zrelaksowanego spacerowicza, spuchniętego, w brudnych ubraniach, z kołtunem siwych włosów, ale na naturalnym luzie. Potem trzymał je mocno i starał się iść tak szybko, jak szybko pozwał na to jego aktualny stan. Zazwyczaj nie za szybko. Ale były dni, gdy nawet podbiegał, chociaż to mogło zwracać uwagę.  Najczęściej za nim wybiegała właścicielka cukierni,  krzycząc – rzuć to natychmiast! I on zawsze rzucał. A ona, obserwując wszystko zza rogu, krzyczała do niej

More ways to listen